czwartek, 13 września 2012

Rozdział Szósty


~ Perspektywa Annie ~
Po tym jak James wtargnął do naszego domu, szczerze? Totalnie zepsuł mi humor i chodziłam naburmuszona przez pół dnia, wyżywając się na wszystkich i wszystkim. Na prawdę nie lubię tego gościa. Kiedy Claudia raczyła zaszczycić nas - mnie i James'a, którego stanowczo wolałabym, żeby nie było - swoją obecnością, poszłam na górę, a w drodze do swojego pokoju zdążyłam już kilka razy wydrzeć się w stronę Harry'ego, który nie bardzo rozumiał o co mi chodzi. Przesiedziałam tam chwilę w ciszy, ale nie było mi dane nadużywać spokoju gdyż dwa natręty - a dokładniej Hazza i Lou - ciągle starali się mnie gdzieś wyciągnąć, poprawić humor, czy też sprawdzić co mi jest. Po pewnym czasie na szczęście udało się im wywołać u mnie uśmiech. Teraz żałuję mojego wcześniejszego zachowania, bo przecież oni nic mi nie zrobili, a ja wyzywałam ich od najgorszych, krzyczałam na nich, i wyganiałam z mojego pokoju, natomiast oni bardzo starali się mi pomóc. Czy oni nie są wspaniali? Nie każdy ma takich niesamowitych przyjaciół jakich mam ja. Gdy Hazza wreszcie uznał, że najlepiej byłoby się ubrać gdyż biegał tylko w bokserkach, zostałam sama z Lou w pokoju. Nie wierzę, że człowiek może być aż tak energiczny, optymistyczny, i radosny. Ciągle opowiadał jakieś wcale nie śmieszne kawały, które w jego ustach, przy tym jak gestykulował dłońmi, i co chwilę robił inną minę, wydawały się na prawdę bardzo zabawne. Niesamowity człowiek.Zazdroszczę mu trochę, też chciałabym patrzeć na życie przez różowe okulary.
- Louis.. czy ty zawsze jesteś taki.. hm.. radosny? - Mówiąc to, promiennie się uśmiechałam. Jego humor na prawdę udziela się wszystkim.
- Zazwyczaj. - Zaśmiał się, a ja cichutko zachichotałam.
Rozmawialiśmy jeszcze przez jakiś czas, po czym do pokoju wszedł Hazza, który wpadł na świetny pomysł - a mianowicie, zaproponował zejście na dół, na śniadanie. Co prawda trochę już zgłodniałam więc nie zastanawiając się ani minuty dłużej wszyscy rozradowani udaliśmy się do kuchni.



Nie mogłam uwierzyć w to, co opowiedzieli mi chłopcy. Wiedziałam, że James zachowuje się agresywnie, ale nie przepuszczałam, że posunie się do takich czynów. Nie rozumiem Claudii, która znosi jego zachowanie i mimo wszystko - wciąż z nim jest, na dodatek twierdzi, że kocha go i to na prawdę mocno, a ja nie powinnam się w to wtrącać. Zapewniała mnie również, że Parker nigdy nie byłby w stanie jej uderzyć.. a jednak.. Może ona nie chce trwać w tym związku, lecz strach nie pozwala jej na zakończenie tego, co rzekomo między nimi jest? A może jest do tego zmuszana? Co chwilę w mojej głowie pojawiało się inne wytłumaczenie całej sytuacji, jednak nie mogłam nic stwierdzić, dopóki sama siostra nie zechce mi tego wyjaśnić. Gdy usłyszałam o dzisiejszym zajściu momentalnie, jak palcem odjął - mój głód zniknął, natomiast zamiast tego w moich oczach zebrały się gorzkie łzy. Zacisnęłam mocno ręce w pięści, a usta w wąską linię, po czym wyszłam z kuchni trzaskając drzwiami. Skierowałam się do mojego pokoju, po chwili siadając na łóżku. Oparłam się plecami o ścianę, pod brodę podciągnęłam kolana, które objęłam rękoma, a twarz schowałam w miejsce między nogami a klatką piersiową. Dałam łzom upust, by po chwili swobodnie spływały po moich polikach zostawiając za sobą mokre ścieżki, na których co chwila pojawiały się kolejne, słone, a zarazem gorzkie łzy. Mimo, że to nie mnie zranił ten drań, czułam niesamowity smutek, mój żołądek ścisnął się, a emocje, które we mnie buzowały, jeszcze to wszystko pogarszały. Miałam ochotę zabić tego dupka. Jakby nie patrzeć Claudia to moja siostra, a Zayn to mój przyjaciel. Nie dość, że oboje zostali skrzywdzeni fizycznie, Claudia ucierpiała również psychicznie... Przecież jak to ona twierdzi - kocha go... mocno go kocha, a on? On czasami na prawdę traktuje ją jak zwykłego śmiecia. Od kiedy pamiętam miałam z nią dobry kontakt, zawsze gdy tylko jedna była radosna, czy też smutna, z drugą działo się to samo. Martwię się o nią, ale chyba właśnie taka jest rola rodzeństwa.
Siedziałam dalej w tej samej pozycji, gdy nagle na plecach poczułam dotyk czyjejś dłoni. Automatycznie uniosłam głowę, nie zważając na to, że mój makijaż na pewno się rozmazał, a ja wyglądam - delikatnie mówiąc - odstraszająco. Koło mnie siedział Louis, uważnie mi się przyglądając. Dłonią gładził moje plecy, podejrzewam, że w geście pocieszającym.
- Annie.. - Wyszeptał to cicho, ale na tyle głośno abym mogła dosłyszeć. Jego głos był przepełniony.. troską. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale ja przysuwając się do niego, wtuliłam się w jego tors. Nadal płakałam. Po chwili się uspokoiłam, lecz nadal trwaliśmy w objęciu. Po chwili trochę się odsunęłam.
- Louis.. przepraszam.. nie mam pojęcia dlaczego tak zareagowałam, ale.. to wszystko chyba przez te emocje. Na prawdę ciężko mi z myślą, że ktoś zranił moją siostrę, a ona musi przez to cierpieć... Na dodatek zrobił to nic nie warty dupek... - Nadal patrzyłam mu w oczy, a ten pogłaskał mnie po mokrym od łez policzku, wycierając go przy tym.
- Nie martw się. Jest już dobrze... rozmawiałem z nimi... Może oboje nie wyglądali za dobrze zważając na to, że padał deszcz, na dodatek oboje prawdopodobnie płakali, to jest już lepiej. Znacznie lepiej. Ah, wracając do twoich słów - nic się nie stało.-Dorzucił do tego jeden ze swoich przesłodkich uśmiechów i obiął mnie ramieniem.Również ukazałam rząd zębów, na których znajdował się aparat ortodontyczny i zaraz po tym ni stąd, ni z owąd zaśmiałam się pod nosem.Biedny Louis, niestety nie wiedział o co chodzi.Przez chwilę, patrzył na mnie zdezorientowany, unosząc jedną brew ku górze.Otóż chodziło o to, że ja tutaj płaczę przejmując się siostrą, nie zdając sobie sprawy, że tak na prawdę ona czuje się już lepiej. Dodatkowo zabawnie musieliśmy wyglądać razem, gdy ten z ubrudzoną od mojego tuszu białą koszulką ( za co przeprosiłam go, podczas tłumaczenia mu mojej nagłej zmiany nastroju), obejmował mnie ramieniem i tym razem szczerząc się, a ja rozmazana, z czerwonymi od płaczu oczami, potarganymi gdzieniegdzie włosami, pociągając jeszcze nosem, z podkulonymi nogami, odwzajemniałam ten uśmiech.
-Możesz się jeszcze raz uśmiechnąć?
-Dlaczego?
-Bo wiesz..Nie wyobrażam sobie tego. - Kiedy to wypowiedział, znowu się zaśmiałam. Najzabawniejsze jest to, że jeszcze przed chwilą siedziałam tutaj, i wypłakiwałam się w jego koszulkę, a teraz jakby zupełnie zapominając o wcześniejszych wydarzeniach, po prostu się śmiałam. Z zatroskanego, przepełnionego opiekuńczością, poważnego człowieka, w minutę zrobił się ten sam, roześmiany, wiecznie żartujący chłopak, taki jakiego można zobaczyć w Video Diares. Czy mówiłam już, że przy nim nie można być przez dłuższą chwilę smutnym? Uśmiechnęłam się, spełniając jego prośbę, na co ten uniósł kąciki ust jeszcze wyżej. - Masz rację, komicznie to wygląda. - Pokiwał głową w górę i w dół.
- No wiesz... - Zarzuciłam moimi długimi, blond włosami. - Ja, kochanie, zawsze mam rację. - Poruszyłam teatralnie brwiami, na co Louis chcąc się nie zaśmiać, zachichotał cicho pod nosem, zakrywając usta dłonią, po czym znowu przybrał poważną minę.
-Czy ty Annie Holmes udasz się ze mną na dół na mym dzielnym rumaku?-Zadając to pytanie udawał że wsiada na konia przy czym co chwile zmieniał mimikę twarzy.Nie zastanawiając się zbyt długo mało wytwornie przystałam na jego propozycję(kiwając mu głową) i podobnie jak Lou udałam, że wsiadam na konia.Na dół "zjechaliśmy" przy dzikich okrzykach Tomlinson'a co od razu przykuło uwagę innych domowników.Zza drzwi kuchennych, wychyliły się dwie głowy, Zayn'a i Liam'a, zapewne chcąc sprawdzić co, lub kto, wydaje te dość dziwne odgłosy. Hazza natomiast, siedząc na kanapie, nogi położone miał na stole, a w uniesionej w stronę telewizora, który stał na przeciwko niego, ręce trzymał pilota, odwrócił głowę w naszą stronę, i z rozbawionym spojrzeniem, przyglądał się naszym poczynaniom. "Zeszliśmy z konia" tym samym zakańczając naszą niesamowicie ciekawą przejażdżkę.
- Dziękuję, dzielny rycerzu, za wybawienie mnie z paszczy okrutnego, a zarazem obrzydliwego smoka! Jestem ci wdzięczna do końca mego cennego życia! - Pocałowałam w policzek, uśmiechniętego Louis'a, który po moich słowach dumnie wypiął klatkę piersiową.
- Ależ nie ma za co... o pani. - Ukłonił się przede mną, po czym ucałował delikatnie moją dłoń, patrząc mi w oczy. Po chwili wyciągnął z kieszeni marchewkę, i głosem superbohatera powiedział - A teraz, przepraszam... lecę sprawdzić, czy w kuchni nikt nie potrzebuje przypadkiem mojej pomocy! - Wymachując marchewką, ponownie 'wsiadł na rumaka.' - Pędź jak wiatr, mustang! - I galopując, udał się w kierunku pomieszczenia, w którym znajdowali się Liam z Zayn'em. Wciąż rozbawiona zachowaniem przyjaciela, przysiadłam się do Hazzy, wyrywając mu z rąk pilota.
-Ej! Co robisz!?-Z wielkim oburzeniem zadał mi pytanie, patrząc na mnie w taki sposób, jakby zaraz miał się na mnie rzucić.
-Nie widać? Pilota ci zabieram... - Zachichotałam widząc jego poddenerwowanie. - Tak tylko chciałam sprawdzić czy nadal się tak denerwujesz gdy ktoś zabiera ci pilota.-Odpowiedziałam posyłając mu chytre spojrzenie i cwaniacki uśmieszek. Przy czym oddałam mu pilota, nie chcąc dłużej się narażać. -Co oglądasz?
-Sam nie wiem, jakiś durny serial, który moim zdaniem jest kompletnie bez sensu, ale nic innego, ciekawszego nie ma w telewizji, więc w zasadzie... jestem skazany na to. - Uniósł palca wskazującego, pokazując na telewizor. - Dotrzymasz mi towarzystwa?
-Pewnie. I tak nie mam nic lepszego do roboty. - Wzruszyłam ramionami, po czym uśmiechnęłam się i ułożyłam mu głowę na kolanach.
Znacie te uczucie kiedy tak na prawdę nie jesteś do końca pewny, czy zasnąłeś czy też nie? Niby słyszałam co, kto mówił, ale nie miałam siły, ani nawet też ochoty aby się odezwać choćby słowem, dodatkowo momentami w ogóle nie kontaktowałam. Tak, prawdopodobnie zasnęłam na kolanach Styles'a, ale przy tak nudnym filmie, to było aż do przewidzenia, na prawdę. Po chwili jednak szybko otworzyłam oczy, a nade mną pochylone były tak dobrze mi już znane twarze przyjaciół, którzy aktualnie znajdowali się w pomieszczeniu. Przejechałam delikatnie opuszkami palców po twarzy, po czym szybko na nie spojrzałam, i właśnie dotarło do mnie, o czym zebrane tutaj osoby, którym aktualnie niesamowicie było do śmiechu, wcześniej rozmawiały. Moja twarz była calutka w bitej śmietanie. Świetnie, znakomicie, ciekawe kto wpadł na tak błyskotliwy pomysł. Na szczęście słyszałam, co, kto mówił. Moje poliki momentalnie nabrały koloru czerwonego, ze złości rzecz jasna, zmarszczyłam brwi i złowrogo spojrzałam na...
- Louis! Debilu! Zlizuj to! - Podniosłam się gwałtownie z kolan Hazzy. Po czym założyłam ręce na biodra.
- Jak sobie życzysz. - Zaśmiał się Louis, wystawiając język.
- Czekaj, czekaj! Żartowałam! - Jasne,bo moim największym marzeniem było to, aby Louis Tomlinson zlizywał mi bitą śmietanę z twarzy... Ha!  - Już się nie gniewam. Na ciebie się nie da gniewać... popatrzcie tylko na ten słodki uśmieszek. - Powiedziałam do reszty przyjaciół, wskazując na uradowaną twasz Boo Bear'a. - Chodź tu do mnie pysiaczku! - Ten zadowolony, przybliżył się do mnie, widocznie nie do końca rozumiejąc o co mi chodzi. Szybkimi ruchami zaczęłam ocierać brudną, od słodkiej i swoją drogą pysznej bitej śmietany, o twarz Louis'a, z której po chwili zniknął szeroki uśmiech, a zastąpił go lekki grymas niezadowolenia. - Co się stało kochanie? Nie lubisz jak masz bitą śmietanę na twarzy? - Szybko powiedziałam, widząc jego krzywą minę. Zachichotałam pod nosem. - No właśnie. - Z wielkim uśmiechem na twarzy, zadowolona z siebie, ruszyłam do łazienki, myjąc klejącą się twarz. Po chwili obok mnie znalazł się Louis, robiąc to samo.

~ Perspektywa Niall'a ~

- Eh.. - Westchnąłem cicho. - Chodzi o wczorajszy pocałunek... Niby nic takiego i nie zrozum mnie źle ale nie chciałbym aby ktokolwiek inny o tym się dowiedział... Czy może zostać to pomiędzy nami? Nasza "mała" tajemnica?
- T..Tak...- Między nami zapadła uciążliwa cisza. Przykro było mi patrzyć na zdezorientowaną i pełną goryczy minę Claudii.
- Posłuchaj mnie - postanowiłem przerwać tę niezręczną sytuację - Nie chcę żeby wszystko się wydało bo...- Zaciąłem się przy czym krótką chwilę zastanawiałem się nad właściwym dobraniem słów.
- Bo? - Szybko dodała, przy tym niecierpliwiąc się.
- Boję się twojego chłopaka... dzisiaj pobił Zayn'a i uderzył Ciebie, a jutro czy za parę dni podejrzewam, że znowu zechce wtargnąć niezapowiedzianie do waszego domu i możliwe, że wtedy my będziemy u was, i nie wiadomo na kogo przyjdzie kolej... mogę to być ja, a może być to też Lo...
- Masz rację - Przerwała moją wypowiedź - Nie mogę was tak narażać.
Poddenerwowana szybkim krokiem wyszła, zostawiając mnie samego z natłokiem myśli w mojej głowie. Za chwilę obróciła się o 180 stopni i przyszła z powrotem.
- Nie siedź za długo. Na pewno zmarzłeś, rozchorujesz się. Do tego mogę się nawet założyć, że jesteś głodny. Przyjdź za chwilę do domu. - Na odchodne wykrzywiła usta, jak na moje oko w sztucznym uśmiechu i po kilku minutach weszła do domu.
Szczerze? Nie byłem głodny... Tak, ja - Niall Horan, nie jestem głodny. Dziwne? Może i tak, ale myślę, że to dlatego, iż dosłownie przed chwilą dopuściłem się kłamstwa... Kłamstwa w stosunku do mojej przyjaciółki... Ale co miałem jej powiedzieć? Prawdę? I co ona by sobie o mnie pomyślała? Wyśmiała by mnie, albo jeszcze gorzej... mogłaby się tym naprawdę przejąć, a po co jej dodatkowe zmartwienia? Bo przecież to, że ona podoba się mi - jej przyjacielowi, a ja zapewne jej w ogóle, byłoby dla niej trudne...

Otworzyłem drzwi do domu, po czym wszedłem do niego i aż się zdziwiłem, ponieważ nikogo nie było w salonie. Postanowiłem więc zajrzeć do kuchni, co okazało się trafnym pomysłem, gdyż tam właśnie znajdowali się wszyscy przyjaciele. Śmiali się i wygłupiali, a kąciki moich ust, na sam ich widok uniosły się ku górze. Czasami zastanawiam się jakie byłoby moje życie gdyby na mojej drodze nie pojawili się oni, najwspanialsi ludzie pod słońcem.
Przysiadłem się do nich, a po chwili dołączyłem do wspólnego żartowania. Kiedy minęło już kilkanaście minut, przeprosiłem wszystkich i wyciągnęłem Zayn'a na taras, aby móc z nim porozmawiać.
- Zayn... jak się czujesz? - Powiedziałem zatroskanym głosem. Przecież to mój przyjaciel, więc to raczej normalne, że się o niego martwię, tak?
- A jak mam się czuć? - Prychnął pod nosem. - Niedawno oberwałem po twarzy... Boli jeśli o to chodzi.
- Mhm, przykro mi... - Zayn wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, po czym odpalił jedną.
- Chcesz? - Podsunął mi paczkę pod sam nos, przenosząc na mnie pytające spojrzenie. Pokręciłem głową, na co on wzruszył ramionami, chowając fajki z powrotem do spodni. Chwilę staliśmy w ciszy, którą co jakiś czas przerwywał tylko odgłos, który towarzyszył, przy zaciąganiu się, i wypuszczaniu dymu. - Nialler? - Zaczął dość niepewnie brunet. Uniosłem jedną brew ku górze, przyglądając mu się uważnie. Musiało mu chodzić o coś ważnego bo widoczne było to, iż poczuł pewną nierównowagę psychiczną. Co jakiś czas otwierał buzię, jakby chciał już coś powiedzieć, jednak po chwili ją zamykał, po czym wnioskuję, że nie wiedział jak zacząć. - Chciałbym cię o coś zapytać... - Zamilkł na chwilę. - Nie mam zamiaru w jakikolwiek sposób cię urazić i mam też nadzieję, że nie stwierdzisz, że jestem wobec ciebie nachalny, ale... Claudia ..Ona ci się podoba, mam rację? - Moje serce automatycznie przyspieszyło. Nie chciałem okłamywać drugiej bliskiej mi osoby, dodatkowo drugi raz w ten sam dzień... Tylko co jeśli będzie miał mi to za złe? Jeśli nie spodoba mu się to? Jeśli wypnie się na mnie, twierdząc, że jestem niepoważny? Nie... Zayn... Zayn, on taki nie jest. Raz kozie śmierć.
- Tak, Zayn... ale skąd wiedziałeś? - Zapytałem zdezorientowany.
- Niall... jesteśmy przyjaciółmi. Znamy się już trochę czasu, i potrafię to odróżnić... - Wypiął dumnie pierś. - No, a to, że gdy dowiedziałeś się, że Claudia ma chłopaka, a w twoich oczach momentalnie pojawiły się łzy, po czym wybiegłeś z kuchni, to tylko taki mały dodatek. - Szturchnął mnie delikatnie w ramię. Zaśmiałem się cicho, na co ten uśmiechnął się szeroko. Usiedliśmy przy stoliku, chwilę jeszcze rozmawiając, co bezczelnie nam przerwano.
- Chłopaki! Zastanawialiśmy się, kto będzie robił dziś obiad, i wszyscy współnie doszliśmy do wniosku iż będziecie to wy. Jesteście za? Tak właśnie myślałem. Dlatego radzę wam się pospieszyć, bo jest już wpół do czternastej - Louis nie czekając na naszą odpowiedź, dopowiedział sobie sam, po czym szybko wszedł z powrotem do środka, szczerząc się jak głupi.
- Jak zwykle nas wkopali... - Zaśmiałem się. Po czym obydwoje udaliśmy się do kuchni.

- Chłopaki? Bo dręczy mnie takie jedno, maciupeńkie pytanie. - Zaczęła Claudia, a wszyscy spojrzeli na nią pytająco. - Jakim cudem nie spaliliście kuchni, obiadu, a na dodatek wyszło wam całkiem smacznie? - Tym razem wszyscy spojrzeli na nas, kiwając głowami na znak, iż ich również to zastanawia. Wraz z Zayn'em wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
- Właśnie jecie obiad, z naszego ulubionego baru, tuż za rogiem. - Tym razem w kuchni odbijały się dźwięki siódemki śmiejących się przyjaciół.
- Chłopaki... co myślicie o tym, aby wybrać się na lody po obiecie? Taki mały deser? - Annie wpadła na genialny pomysł.
- Taaaaak! - Krzyknęliśmy wszyscy zgodnie.



Witamy Was kochani po tak długiej przerwie :)
Przepraszamy, że tyle czasu czekaliście. Naprawdę, bardzo,
bardzo, ale to bardzo przepraszamy.
Postaramy się dodawać rozdziały częściej :)
+ W rozdziale mogą pojawić się błędy, ponieważ nie mamy siły
już na sprawdzanie ich. Po raz kolejny przepraszamy.
Kochamy Was x

3 komentarze:

  1. Po tygodniowej nieobecności pojawił się nowy rozdział z perspektywy Alice na http://mean-hungry-lovers.blogspot.com/. Zapraszam do czytania i komentowania oraz przepraszam za spam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam Was, milordy.
    Zacznę od tego, że ten blog jest taki... zacny, ponieważ macie bardzo zacne pomysły. Bohaterowie są - nie ukrywajmy - zacni i miło się o nich czyta. Chociaż... w sumie to nie wszyscy są zacni, ponieważ James zdecydowanie jest najmniej zacną postacią o której miałam (nie?)przyjemność czytać. Przez chwilę miałam wrażenie, że opętał go duch Papy Smerfa, albo odwiedził go jakiś Metal, czy coś, ale oni są zbyt zacni, żeby przejmować się takim mało zacnym ludziem, dlatego też szybko odrzuciłam ten pomysł. Mimo wszystko - zacny blog.
    Nie dziwcie się z mojego komentarza. Jestem dziwna, wiem o tym ;)
    Wejdziecie na mego (nie?)zacnego bloga?
    http://now-scream-and-rock-out.blogspot.com/
    Z góry dziękuję zacne dziewczęta.
    Żegnam.
    Zacna Cassie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wpadłam właśnie na Twojego bloga i poki co przeczytałam jeden rozdział, zostawię sobie na jutro gdy będe nieco mniej zmęczona i wszystko przeczytam, zapowiada się interesująco :) Dodaję do obserwowanych oczywiscie :*

    OdpowiedzUsuń